Dlaczego obawiam się, że jeśli uważasz się za chrześcijanina, lecz nie jesteś aktywnym członkiem lokalnego kościoła, możesz kroczyć wprost do piekła? Zastanówmy się, kim jest chrześcijanin.
Kim jest chrześcijanin
Chrześcijanin to przede wszystkim osoba, której grzechy zostały przebaczone i która przez Jezusa Chrystusa pojednała się z Bogiem Ojcem. Tak dzieje się, kiedy człowiek doświadcza upamiętania ze swoich grzechów i składa wiarę w doskonałym życiu, zastępczej śmierci i zmartwychwstaniu Jezusa Chrystusa, Syna Bożego.
Innymi słowy, chrześcijanin to ktoś, kto uświadomił sobie ułomność własnej moralności i bezskuteczność starań poprawienia swojego życia. To osoba, która zrozumiała, że wbrew jasno objawionemu prawu Bożemu, poświęcała życie oddawaniu czci rzeczom, które w żaden sposób nie mogą równać się z Bogiem – karierze, rodzinie, dobrom materialnym, opinii ludzkiej, honorze rodu i społeczeństwa, przychylności bóstw innych religii, duchom tego świata, a nawet dobrym uczynkom, do jakich zdolny jest człowiek. Zrozumiała także, że te „bóstwa” są okrutnymi władcami, spychającymi nas na drogę podwójnego potępienia. Ich żądania nigdy nie znajdą spełnienia w tym życiu, a w życiu przyszłym ściągają na człowieka gniew Boży, śmierć i sąd, którego chrześcijanie mogli zakosztować (dzięki Bożej łasce, jedynie w ograniczonej mierze) pośród cierpień tego świata.
Zatem chrześcijanin wie, że gdyby przyszło mu dzisiaj umrzeć i stanąć przed Bogiem, i gdyby Bóg zapytał, „Dlaczego miałbym pozwolić ci wejść w moją obecność?”, mógłby odpowiedzieć, „Nie powinieneś mi na to pozwolić. Zgrzeszyłem i ciąży na mnie wina, której nigdy nie zdołam zmazać”. Ale nie przerwałby w tym miejscu i mówiłby dalej, „Jednak, z powodu twych wielkich obietnic i miłosierdzia, powołuję się na krew Jezusa Chrystusa, przelaną zamiast mojej, by wymazać moją winę, sprostać twoim świętym i sprawiedliwym żądaniom i odwrócić ode mnie twój sąd z powodu grzechu!”
To właśnie prośba, aby zostać uznanym sprawiedliwym w Chrystusie, sprawia iż chrześcijanin uwalnia się od więzów grzechu. Podczas gdy nic nie było w stanie zadowolić żądań fałszywych bóstw i ugasić ich pożądliwości, dzieło Chrystusa zaspokaja Boże wymagania. To znaczy, że człowiek, który dzięki śmierci Chrystusa został wykupiony z przekleństwa grzechu, jest prawdziwie wolny! Po raz pierwszy chrześcijan może odwrócić się od grzechu, nie po to, by zastąpić go innym, lecz by spełnić pragnienie, jakie wzbudził w nim Duch Święty, aby podążać za Jezusem Chrystusem i poddać się jego panowaniu. Podczas gdy Adam próbował zepchnąć Boga z tronu i obwołać się bogiem, chrześcijan cieszy się z tego, że to Chrystusa zasiada na tronie. Rozmyśla nad życiem Jezusa w doskonałym poddaniu woli i słowom Ojca, i stara się we wszystkim naśladować swojego Zbawiciela.
Zatem chrześcijanin to przede wszystkim ktoś, kto w Chrystusie pojednał się z Bogiem. Chrystus odwrócił od niego Boży gniew i sprawił, że został uznany za sprawiedliwego przed Bogiem i powołany do życia w sprawiedliwości i nadziei, że pewnego dnia stanie w niebie przed tronem Bożego majestatu.
Ale to nie wszystko! Chrześcijanin to również ktoś, kto przez wzgląd na pojednanie z Bogiem pojednał się także z Bożym ludem. Pamiętasz pierwszą historię opisaną w Biblii po upadku Adama i Ewy i wypędzeniu ich z ogrodu? To historia o zabójstwie dokonanym przez człowieka na swoim bracie – o Kainie, który zabił Abla. Podejmując próbę zepchnięcia Boga z jego tronu, co w praktyce oznacza, iż sami próbujemy zająć Boże miejsce, nie pozwolimy, aby inny człowiek nam je odebrał. W żadnym wypadku. Gdy Adam zerwał społeczność z Bogiem, ubocznym rezultatem było zniszczenie społeczności, jaka łączyła wszystkich ludzi. Od tej chwili każdy człowiek musiał liczyć na siebie.
Nie powinno więc zaskakiwać, że Jezus powiedział, iż „na tych dwóch przykazaniach opiera się cały zakon i prorocy”: będziesz miłował Pana, Boga swego, z całego serca, duszy i myśli oraz będziesz miłował bliźniego swego jak siebie samego (zob. Mt 22,34–40). Te dwa przykazania są nierozłączne. Pierwsze wydaje owoc w postaci drugiego, a drugie jest dowodem przestrzegania pierwszego.
Zatem pojednanie przez Chrystusa z Bogiem oznacza również pojednanie z każdym, kto pojednał się z Bogiem. Apostoł Paweł, gdy opisał w pierwszej części drugiego rozdziału Listu do Efezjan, jak wielkim zbawieniem Bóg obdarzył nas w Chrystusie Jezusie, w drugiej części tego rozdziału opisuje, co to oznacza dla relacji między Żydami i poganami, i w konsekwencji, dla wszystkich, którzy są w Chrystusie:
Albowiem On jest pokojem naszym, On sprawił, że z dwojga jedność powstała, i zburzył w ciele swoim stojącą pośrodku przegrodę z muru nieprzyjaźni, On zniósł zakon przykazań i przepisów, aby czyniąc pokój, stworzyć w sobie samym z dwóch jednego nowego człowieka i pojednać obydwóch z Bogiem w jednym ciele przez krzyż, zniweczywszy na nim nieprzyjaźń.
(Ef 2,14–16)
Wszyscy, którzy należą do Boga są „współobywatelami” i „domownikami Boga” (w. 19). Zostaliśmy „spojeni” w Chrystusie w „przybytek święty” (w. 21) – liczba analogii, spośród których możemy wybierać, jest bardzo duża!
Rodzina, wspólnota i ciało
Być może w zrozumieniu prawdy, iż pojednanie z Bogiem oznacza pojednanie z jego ludem pomoże analogia domu i rodziny. To nie osierocone dziecko adoptuje rodziców, ale rodzice adoptują dziecko. Jeśli twoi rodzice adopcyjni noszą nazwisko Smith, będziesz odtąd uczestniczył w rodzinnych obiadach Smith’ów, razem z rodzicami i wszystkimi ich dziećmi. W nocy będziesz dzielił sypialnię z nowym rodzeństwem – Smithami. Kiedy nauczyciel sprawdzając obecność powie „Smith?”, podniesiesz rękę tak samo jak twój starszy brat przed tobą i młodsza siostra po tobie.
A to wszystko nie dlatego, że postanowiłeś odgrywać rolę jakiegoś „Smitha”, lecz dlatego, że ktoś pojawił się w sierocińcu i powiedział, „Będziesz nazywał się Smith”. Tego dnia stałeś się dzieckiem nowych rodziców i bratem lub siostrą ich dzieci.
Tyle tylko, że nasze nazwisko to nie „Smith”, lecz Chrześcijanin, pochodzące wprost od tego, przez którego zostaliśmy adoptowani – Chrystusa (Ef 1,5). Teraz jesteś częścią całej rodziny Bożej. „Bo zarówno ten, który uświęca, jak i ci, którzy bywają uświęceni, z jednego są wszyscy; z tego powodu nie wstydzi się nazwać ich braćmi” (Hbr 2,11).
I nie jest to rodzina dysfunkcjonalna, w której członkowie nie chcą utrzymać ze sobą żadnych relacji. To wspólnota. Kiedy Bóg powołał cię „do społeczności Syna swego, Jezusa Chrystusa, Pana naszego” (1 Kor 1,9), powołał cię również do społeczności i wspólnoty całej rodziny (zob. 1 Kor 5,2).
I nie jest to również wspólnota jedynie formalna lub grzecznościowa. To ciało, organizm zespolony razem przez nasze indywidualne decyzje oraz rzecz znacznie większą, niż wola jakiegokolwiek człowieka – osobę i dzieło Chrystusa. Głupotą było stwierdzić, „Nie jestem częścią tej rodziny”, tak samo jak głupotą byłoby odciąć własną rękę lub nos. Apostoł Paweł napisał do Koryntian, „Nie może więc oko powiedzieć ręce: Nie potrzebuję ciebie; albo głowa nogom: Nie potrzebuję was” (1 Kor 12,21).
Innymi słowy, niemożliwe jest udzielenie odpowiedzi na pytanie Kim jest chrześcijanin? nie podejmując jednocześnie rozmowy o istocie kościoła; a przynajmniej Biblia nie traktuje tych kwestii rozdzielnie. Co więcej, trudno jest ograniczyć się tylko do jednej metafory kościoła, gdyż Nowy Testament używa ich wiele: rodzina i wspólnota, ciało i oblubienica, lud i świątynia, pani i jej dzieci. I nigdzie w Nowym Testamencie nie przeczytamy o chrześcijanach żyjących przez długi czas poza społecznością kościoła. Kościół to coś znacznie więcej niż miejsce. To lud – Boży lud w Chrystusie.
Przyłączenie się do kościoła
Kiedy człowiek staje się chrześcijaninem, nie przyłącza się do lokalnego kościoła tylko dlatego, iż sprzyja to wzrastaniu w duchowej dojrzałości. Przyłącza się do lokalnej wspólnoty wierzących, gdyż jest to wyrazem tego, kim Chrystus go uczynił – członkiem ciała Chrystusa. Zjednoczenie z Chrystusem oznacza zjednoczenie z wszystkimi chrześcijanami. Lecz ten uniwersalny związek musi nabrać realnego, żywego charakteru w kontekście lokalnego kościoła.
Teolodzy stosują czasami rozróżnienie między kościołem powszechnym (wszyscy chrześcijanie w każdym miejscu i okresie historii) oraz kościołem lokalnym (ludzie, którzy spotykają się w określonym miejscu, by słuchać zwiastowania Słowa i praktykować chrzest i Wieczerzę Pańską). Z wyjątkiem kilku miejsc, które odnoszą się do kościoła powszechnego (np. Mt 16,19 i znaczna część Listu do Efezjan), większość tekstów Nowego Testamentu mówiących o kościele odnosi się do wspólnot lokalnych, np. gdy apostoł Paweł pisze, „zborowi Bożemu, który jest w Koryncie” lub „do zborów Galacji”.
Teraz czas na ważną, choć nieco konfrontującą prawdę. Relacja między naszą przynależnością do kościoła powszechnego a przynależnością do kościoła lokalnego jest bardzo podobna do relacji między sprawiedliwością, jaką Bóg obdarza nas przez wiarę a rzeczywistym praktykowaniem tej sprawiedliwości w codziennym życiu. Kiedy przez wiarę stajemy się chrześcijanami, Bóg uznaje nas za sprawiedliwych. Lecz nadal jesteśmy powołani do tego, aby być sprawiedliwymi. Człowiek, który beztrosko wiódłby życie w niesprawiedliwości poddałby w ten sposób w wątpliwość, czy kiedykolwiek naprawdę posiadł sprawiedliwość Chrystusa (zob. Rz 6,1–18; 8,5–14; Jk 2,14–15). Podobnie jest w przypadku osób, które odmawiają związania się z lokalnym kościołem. Przyłączenie się do lokalnej wspólnoty wierzących jest naturalnym rezultatem – i potwierdzeniem – dzieła, jakie dokonał Chrystus. Jeśli nie jesteś zainteresowany związaniem się z rzeczywistą grupą oddanych ewangelii i wierzących nauczaniu Biblii chrześcijan, można zastanawiać się, czy w ogóle należysz do ciała Chrystusa! Przeczytaj uważnie słowa, które napisał autor Listu do Hebrajczyków:
Trzymajmy się niewzruszenie nadziei, którą wyznajemy, bo wierny jest Ten, który dał obietnicę. I baczmy jedni na drugich w celu pobudzenia się do miłości i dobrych uczynków, nie opuszczając wspólnych zebrań naszych, jak to jest u niektórych w zwyczaju, lecz dodając sobie otuchy, a to tym bardziej, im lepiej widzicie, że się ten dzień przybliża. Bo jeśli otrzymawszy poznanie prawdy, rozmyślnie grzeszymy; nie ma już dla nas ofiary za grzechy, lecz tylko straszliwe oczekiwanie sądu i żar ognia, który strawi przeciwników.
(Hbr 10,23–27)
Jeśli naprawdę zyskaliśmy nowy status przed Bogiem, będzie to miało bezpośrednie przełożenie na nasze codzienne życie i decyzje, nawet jeśli będzie to powolny i pełen potknięć proces. Bóg naprawdę zmienia swój lud. Czyż to nie wspaniałe? Dlatego proszę cię, przyjacielu, nie popadaj w samozadowolenie pocieszając się mglistą ideą, że posiadasz sprawiedliwość Chrystusa, jeśli nie dążysz do życia w sprawiedliwości. I proszę, nie oszukuj siebie mglistą ideą przynależności do kościoła powszechnego, jeśli nie pielęgnujesz wspólnego życia w rzeczywistym zgromadzeniu wierzących.
Prawdziwy chrześcijan łączy swoje życie z życiem innych wierzących w realnej wspólnocie lokalnego kościoła i wyjątki od tej zasady możliwe są jedynie w najbardziej skrajnych okolicznościach. Prawdziwy chrześcijanin wie, że jeszcze nie „osiągnął” celu. Nadal jest upadłym człowiekiem i potrzebuje napomnień i zachęty lokalnego ciała ludzi wierzących, które nazywamy kościołem. A oni potrzebują jego.
Można powiedzieć, że gdy spotykamy się, by oddać chwałę Bogu, okazywać miłość wzajemną i zachęcać się do dobrych uczynków, demonstrujemy w ten sposób w codziennym życiu realność faktu, iż w Chrystusie zostaliśmy pojednani z Bogiem i sobą nawzajem. Pokazujemy światu, że zostaliśmy przemienieni, nie dlatego, że uczymy się na pamięć wersetów Pisma Świętego, modlimy się przed posiłkami, oddajemy Bogu część swoich dochodów i słuchamy chrześcijańskich stacji radiowych, ale dlatego, iż w naszym życiu coraz wyraźniej manifestuje się gotowość do znoszenia towarzystwa innych grzeszników, przebaczania im, a nawet darzenia ich miłością.
Nikt z nas nie może demonstrować miłości, radości, pokoju, cierpliwość ani dobroci przebywając na bezludnej wyspie. To cechy, które manifestują się najpełniej wtedy, kiedy ludzie, których zobowiązaliśmy się kochać, dają nam wszelkie powody, aby tego nie robić, a my kochamy ich mimo wszystko.
Czy widzisz to? To właśnie tam – pośród grzeszników, którzy postanowili darzyć jedni drugich miłością – objawia się ewangelia. Kościół stanowi widoczną reprezentację ewangelii, gdy przebaczamy jedni drugim, jak Chrystus przebaczył nam, kiedy poświęcamy się jedni dla drugich, jak Chrystus poświęcił się dla nas, i kiedy oddajemy życie jedni za drugich, jak Chrystus oddał życie za nas.
Razem możemy ukazać istotę ewangelii Jezusa Chrystusa w sposób, który nigdy nie byłby nam dostępny w pojedynkę.
Często słyszę, jak chrześcijanie mówią o różnych darach duchowych, jakie posiadają. Zastanawiam się jednak, jak często pamiętają o tym, że Bóg udzielił im tak wielu darów właśnie po to, by używali ich w odpowiedzi na grzech innych chrześcijan, z którymi dzielą życie w kościele. Moje grzechy dają ci szansę do użycia darów duchowych, jakie otrzymałeś od Boga.
Więc zbierzmy grupę mężczyzn i kobiet, młodych i starych, czarnych i białych, Azjatów i Afrykanów, bogatych i biednych, wykształconych i nieuczonych – wraz z ich licznymi i różnorodnymi darami, talentami i uzdolnieniami. Musimy się tylko upewnić, że wszyscy będą rozumieli, że są ludźmi słabymi, chorymi i zbawionymi jedynie dzięki Bożej łasce. I co wtedy otrzymamy? Wspólnotę kościoła!
Jeśli stawiasz sobie za cel kochać wszystkich chrześcijan, sugeruję, abyś rozpoczął od związania się z konkretną grupą rzeczywistych chrześcijan, pełnych różnych kaprysów i dziwactw. Żyj z nimi na dobre i na złe przez osiemdziesiąt lat. A potem przyjdź do mnie i porozmawiamy o tym, jakie postępy odnosisz w okazywaniu miłości wszystkim chrześcijanom na całym świecie.
Zdawanie sprawy
Kto wiec jest odpowiedzialny za określenie, jak powinna wyglądać wspólnota ludzi, którą nazywamy kościołem? Czy spoczywa to na barkach pastorów i przywódców kościoła? Z pewnością. Na wszystkich chrześcijanach? Zdecydowanie. Być chrześcijaninem to znaczy zabiegać o życie i zdrowie całego ciała Chrystusa – kościoła. To znaczy troszczyć się o to, czym kościół jest i czym powinien być, bo jako chrześcijanin jesteś jego nieodłączną częścią.
Istotnie, troszczymy się o kościół gdyż jest on ciałem naszego Zbawiciela. Czy zwróciłeś uwagę na słowa, jakie Jezus skierował do Saula, prześladowcy chrześcijan – który niedługo potem zmienił imię na Paweł – gdy objawił się mu na drodze do Damaszku? „Saulu, Saulu, czemu mnie prześladujesz? (Dz 9,4). Jezus tak bardzo utożsamia się ze swoim kościołem, że mówi o nim jako o sobie! Czy ty, jako chrześcijanin, równie mocno identyfikujesz się z tymi, z którymi utożsamia się twój Zbawiciel? Czy twoje serce przepełnia ta sama pasja, która wypełnia jego serce?
Niedawno otrzymałem kopię listu pewnego pastora, w którym wyraził on swoje pragnienie, aby członkowie jego wspólnoty pojęli, jak powinien wyglądać kościół. Ten pokorny człowiek marzył o kościele, przed którym będzie czuł się odpowiedzialny za to, czy on prowadzi ich drogą łaski i pobożności. Ten pastor rozumiał wzór, jaki znajdujemy w Nowym Testamencie. Pojął, że pewnego dnia zda sprawę przed Bogiem z tego, jak opiekował się wiernymi swojej wspólnoty. I jako wierny pasterz chce, aby wszystkie owce w jego stadzie wiedziały, że pewnego dnia również będą musiały zdać sprawę z tego, jak okazywały miłość jemu i sobie nawzajem.
Bóg zapyta każdego członka swojego ciała: „Czy cieszyłeś się z innymi członkami ciała, gdy spotkało ich coś radosnego? Czy smuciłeś się z tymi, którzy płakali? Czy uważałeś słabsze części ciała za nieodłączne, czy traktowałeś te, które inni mogliby lekceważyć jak zasługujące na największy szacunek? Czy okazywałeś podwójną cześć tym, którzy ci przewodzili i cię nauczali?” (zob. 1 Kor 12,22–26 i 1 Tm 5,17).
Czy jako chrześcijanin jesteś gotów na dzień, kiedy Bóg wezwie cię, abyś zdał sprawę z tego, jak kochałeś innych wierzących i służyłeś wspólnocie kościoła – w tym także przywódcom twojej wspólnoty? Czy wiesz, co Bóg mówi o tym, jak powinien wyglądać kościół?
Czy jako pastor przygotowujesz powierzoną ci trzodę do dnia, kiedy zdadzą sprawę przed Bogiem, ucząc ich tego, jak powinien wyglądać kościół? Czy powiedziałeś im, że będą musieli zdać sprawę z tego, czy trzymali się ewangelii?