Dwie prawdy
Rozpocznę od wymienienia dwóch prawd, jasno nauczanych i często pojawiających się w Biblii [1]:
- Bóg ma całkowitą władzę nad światem, lecz Jego suwerenność objawiona w Piśmie Świętym nigdy nie służy ograniczaniu odpowiedzialności człowieka.
- Istoty ludzkie są stworzeniami posiadającymi odpowiedzialność – to oznacza, że dokonują wyborów (wierzą, okazują nieposłuszeństwo, reagują), a ich wybory mają znaczenie moralne. Ludzka odpowiedzialność nigdy nie służy jednak w Piśmie Świętym umniejszaniu Bożej suwerenności lub czynieniu Boga całkowicie zależnym od ludzkich poczynań.
Moją tezą jest, że oba te stwierdzenia są nauczane i ilustrowane w Biblii. Często mamy problem z uznaniem, że oba są prawdziwe. Używamy jednego, aby umniejszyć znaczenie drugiego. Co rusz podkreślamy jedno kosztem drugiego. Lecz odpowiedzialne czytanie Pisma uniemożliwia takie działania.
Zacznijmy od szerszego spojrzenia na tę kwestię. 16 rozdział Przypowieści Salomona ukazuje Boga jako całkowicie suwerennego. Gdy rzucamy los, jego rozstrzygnięcie zależy od Pana (16,33). „Pan wszystko uczynił dla swoich celów, nawet bezbożnego na dzień sądu” (16,4). „Serce człowieka obmyśla jego drogę, lecz Pan kieruje jego krokami” (16,9). „Dlaczego mają mówić narody: Gdzież jest ich Bóg? Bóg nasz jest w niebie, Czyni wszystko, co zechce” (Ps 115,2-3).
Według słów Jezusa, jeśli ptaki są nakarmione, to dlatego, że żywi je Ojciec (Mt 6,26). Jeśli dzikie kwiaty rosną, to dlatego, że Bóg przyodziewa je (6,30). A zatem Bóg stoi za tak zwanymi procesami naturalnymi. Dlatego właśnie autorzy biblijni wolą mówić, że Bóg zesłał deszcz niż po prostu, że „pada deszcz” – pomimo faktu, że doskonale znali proces cyrkulacji wody. Prorocy rozumieli zakres Bożej władzy: „Wiem, Panie, że droga człowieka nie od niego zależy i że nikt, gdy idzie sam, nie kieruje swoim krokiem” (Jr 10,23). „Pan czyni wszystko, co zechce, na niebie i na ziemi, w morzach i we wszystkich głębinach” (Ps 135,6). Fragment z Ef 1,3-14 przemawia z niezwykłą siłą. Mówi on, że Bóg „sprawuje wszystko według zamysłu woli swojej” (Ef 1,11). W jakiś tajemniczy sposób, samemu nie będąc splamionym grzechem, Bóg stoi za niezamierzonym zabójstwem (2 M 21,13), nieszczęściem w rodzinie (Rut 1,13), klęską narodową (Iz 45,6-7), osobistym żalem (Tr 3,32-33.37-38), a nawet grzechem (2 Sm 24,1; 1 Krl 22,21). Jednak w żadnym z tych przypadków nie widzimy umniejszenia ludzkiej odpowiedzialności. A zatem, chociaż to Bóg w swoim gniewie podburza Dawida do sporządzenia spisu ludności (2 Sm 24,1), to Dawid i tak jest pociągnięty do odpowiedzialności za swoje czyny.
Drugie z moich stwierdzeń znajduje nie mniej mocne poparcie w Piśmie Świętym niż pierwsze. Niezliczona ilość fragmentów pokazuje, jak ludzie otrzymują nakaz posłuszeństwa, dokonania wyboru, ufania Bogu i są pociągani do odpowiedzialności, jeśli tego nie czynią. Sam Bóg błaga nas, abyśmy żałowali za grzechy, ponieważ nie znajduje radości w śmierci grzesznika (Iz 30,18; 65,2; Tr 3,31-36; Ez 18,30-32;33,11). W swoich czasach, Jozue zachęcał Izrael w następujących słowach: „Oddajcie tedy Panu zbożną cześć i służcie mu szczerze i wiernie (…). A jeśliby się wam wydawało, że źle jest służyć Panu, to wybierzcie sobie dzisiaj, komu będziecie służyć (…). Lecz ja i dom mój służyć będziemy Panu” (Joz 24,14-15). Wezwanie Ewangelii zakłada całkowitą odpowiedzialność: „Bo jeśli ustami swoimi wyznasz, że Jezus jest Panem, i uwierzysz w sercu swoim, że Bóg wzbudził go z martwych, zbawiony będziesz (…). Powiada bowiem Pismo: Każdy, kto w niego wierzy, nie będzie zawstydzony” (Rz 10,9.11). Oczywiście żaden z tych przykładów nie stanowi niebezpieczeństwa dla Bożej suwerenności: zaledwie kilka wersetów wcześniej apostoł cytuje fragment z Pisma (2 M 33,19), aby udowodnić, że „[Bóg] nad kim chce, okazuje zmiłowanie, a kogo chce przywodzi do zatwardziałości” (Rz 9,18).
Można by przestudiować setki fragmentów dowodzących, że Biblia naucza, iż Bóg jest suwerenny a ludzie – odpowiedzialni za swoje czyny. Choć wielu ludziom w zachodnim świecie trudno jest jednocześnie przyjąć obie te prawdy, potrzeba naprawdę dużej kreatywności w interpretowaniu Biblii, aby zaprzeczyć, że popiera on oba te stwierdzenia.
W rzeczywistości, Biblia nie tylko popiera obie te prawdy w wielu odrębnych fragmentach, ale w wielu miejscach pojawiają się one razem. Wymienię tylko siedem przykładów.
1 Księga Mojżeszowa 50,19-20
Po śmierci ojca, synowie Jakuba udają się do Józefa z błaganiem, aby nie mścił się na nich za to, że sprzedali go niewolę. Józef udziela pouczającej odpowiedzi: „Nie bójcie się. Czyż ja jestem na miejscu Boga? Wy niegdyś knuliście zło przeciwko mnie, Bóg jednak zamierzył to jako dobro, żeby sprawić to, co jest dzisiaj, że przeżył wielki naród”.
Najlepiej zrozumiemy słowa Józefa, jeśli uważnie przyjrzymy się temu, czego nie mówi. Józef nie mówi: „Popatrzcie nędzni grzesznicy: uknuliście i wprowadziliście w życie swój nikczemny plan i gdyby nie to, że w ostatnim momencie wkroczył Bóg, to skończyłoby się to dla mnie o wiele gorzej”. Nie mówi również: „Bożym zamiarem było posłać mnie do Egiptu w warunkach odpowiadających pierwszej klasie, lecz wy, nikczemni grzesznicy, popsuliście Jego plany i zesłaliście na mnie wiele cierpień”.
Józef mówi, że w tym samym czasie bracia knuli zło, a Bóg zamierzył dobro. Suwerenność Boga ukazana w tym wydarzeniu, mająca na celu uratowanie milionów ludzi przed śmiercią głodową w latach nieurodzaju, nie umniejsza zła dokonanego przez braci.
Bóg nie jest zależny od ich nikczemnego planu. Zarówno Boża suwerenność, jak i ludzka odpowiedzialność, są prawdziwe.
2 Księga Samuela 24
Wspomnieliśmy już, że Bóg w swoim gniewie podburzył Dawida do sporządzenia spisu ludności, a następnie, kiedy Dawid przeprowadzał to zakazane działanie, odczuwał wyrzuty sumienia i w ostateczności musiał wybrać jedną z trzech surowych kar wymierzonych przez Boga. W rezultacie umarło siedemdziesiąt tysięcy ludzi.
Ważne jest, aby pamiętać, że Biblia przedstawia Boga jako doskonale dobrego. „On jest skałą! Doskonałe jest dzieło jego, gdyż wszystkie drogi jego są prawe, jest Bogiem wiernym, bez fałszu, sprawiedliwy On i prawy” (5 M 32,4). „Bóg jest światłością, a nie ma w nim żadnej ciemności” (1 J 1,5). Niebo rozbrzmiewa słowami uwielbienia: „Wielkie i dziwne są dzieła twoje, Panie, Boże Wszechmogący; sprawiedliwe są drogi twoje, Królu narodów; któż by się nie bał ciebie, Panie, i nie uwielbił imienia twego? Bo Ty jedynie jesteś święty, toteż wszystkie narody przyjdą i oddadzą ci pokłon, ponieważ objawiły się sprawiedliwe rządy twoje” (Obj 15,3-4).
Z drugiej strony jednak istnieje wiele fragmentów, jak zapisany w 2 Księdze Samuela 24, gdzie Bóg ukazany jest jako ten, który w pewnym stopniu stoi za złem. Zło nie dzieje się tak po prostu, pozostawiając Boga w zakłopotaniu: „Oj! Coś przegapiłem… Jakoś tak wyszło… Przykro mi”. Bóg zsyła na pewnych ludzi „ostry obłęd”, tak że wierzą ogromnemu kłamstwu (2 Tes 2,11); zwodzi proroków Achaba, tak że ich proroctwa są bezwartościowe (1 Krl 22,21); stoi za cierpieniem Joba. Historia Joba jest istotna, gdy zastanawiamy się nad 2 Księgą Samuela 24 oraz nad tym, jak Bóg podburzył Dawida do grzechu, polegającego na przeprowadzeniu spisu ludności. Powód jest taki, że w 1 Księdze Kronik 21 – gdzie znajdujemy tę samą historię przedstawioną z innej perspektywy – czytamy, że to szatan, a nie Bóg, podburzył Dawida do przeliczenia ludu. Niektórzy uważają, że mamy tu do czynienia z niedopuszczalną sprzecznością. Z pewnością nacisk jest położony na coś innego, lecz nie występuje tu żadna sprzeczność. Podobnie jak w przypadku Joba, ktoś mógłby powiedzieć, że to szatan doświadcza Joba, albo że czyni to Bóg. Te dwie możliwości wcale się wzajemnie nie wykluczają.
To oczywiście prowadzi do różnych trudnych pytań na temat wtórnej przyczynowości. Na tym etapie chcę jednak stwierdzić tylko, że Bóg ukazany jest jako ten, który ma władzę nad życiem Dawida, również jeśli chodzi o konkretny grzech, a sam Dawid nie może użyć tego jako wymówki. Dawid jest w dalszym ciągu odpowiedzialny za swoje czyny. Oba te stwierdzenia są uznawane za słuszne.
Księga Izajasza 10,5-19
Ten fragment jest typowy dla wielu proroków. Bóg mówi o najokrutniejszej potędze w czasach Izajasza: „Biada Asyryjczykowi, lasce mojego gniewu, w którego ręku jest rózga mojej zawziętości. Poślę go przeciwko narodowi niegodziwemu i przeciwko ludowi mojego gniewu powołam go, aby brał łup i grabił, i podeptał go jak błoto na ulicy” (10,5-6). Kontekst daje jasno do zrozumienia, że naród, przeciwko któremu Bóg posyła Asyryjczyków, to Jego własny lud, z którym zawarł przymierze. Bóg gniewa się na swój lud za jego grzechy, dlatego posyła przeciwko nim Asyryjczyków. Pomimo tego użala się nad Asyryjczykami w związku z tą misja. Dlaczego? Ponieważ myślą oni, że sami podejmują to działanie. Uważają, że Samaria i Jeruzalem to po prostu kolejne stolice pogańskich narodów, które już zniszczyli. Dlatego, gdy Pan dokonuje całego swojego dzieła na górze Syjon i w Jeruzalemie, wypowiada słowa: „Ukarzę owoc pychy serca króla asyryjskiego i chełpliwą wyniosłość jego oczu” (10,12). „Czy siekiera puszy się przed tym, który nią rąbie? Czy piła wynosi się nad tego, który nią trze? (…) Dlatego Pan, Pan Zastępów, ześle na jego tuszę suchoty, a pod jego potęgą zapłonie ogień jak pożar” (10,15-16).
Widzimy tu Boga używającego potęgi militarnej, jak gdyby nie była ona niczym innym niż zwykłym narzędziem – siekierą czy piłą – w celu osiągnięcia swojego celu, jakim jest wymierzenie gorzkiej kary. Nie oznacza to jednak, że Asyryjczycy nie są odpowiedzialni za swoje czyny. Ich „pycha serca” oraz „chełpliwa wyniosłość oczu”, a przede wszystkim arogancja objawiona w myśleniu, że sami doszli do swojej siły, są obrazą dla Wszechmogącego i muszą oni za nią odpowiedzieć. Mogą być narzędziem w Jego ręku, lecz to nie zwalnia ich z odpowiedzialności.
Ewangelia Jana 6,37-40
W kontekście rozmowy na temat „chleba życia” Jezus stwierdza: „Wszystko, co mi daje Ojciec, przyjdzie do mnie, a tego, który do mnie przychodzi, nie wyrzucę precz” (6,37). Z jednej strony oznacza to, że wszyscy wybrani przez Boga ludzie są postrzegani jako dar, który Ojciec ofiarowuje swojemu Synowi, z drugiej zaś strony – że kiedy już zostaną darowani Jezusowi, On na pewno ich zachowa i nigdy nie wyrzuci ich precz. O tym, że takie właśnie jest znaczenie drugiej części wiersza 37 możemy się przekonać, śledząc kilka następnych wierszy. „Nie wyrzucę [ich] precz” – mówi Jezus – „zstąpiłem bowiem z nieba, nie aby wypełniać wolę swoją, lecz wolę tego, który mnie posłał. A to jest wola tego, który mnie posłał, abym z tego wszystkiego, co mi dał, nic nie stracił, lecz wskrzesił to w dniu ostatecznym” (6,37-39).
Zatem Bóg jest postrzegany jako suwerenny, jeśli chodzi o proces zbawienia. Dlatego ludzie Boga są nazwani darem Ojca dla Syna, a Syn zachowuje ich na dzień ostateczny, kiedy (jak obiecuje) wskrzesi ich. Nie oznacza to jednak, że ci uprzywilejowani ludzie są robotami. Następny wiersz opisuje tych samych ludzi z punktu widzenia ich czynów: „A to jest wola Ojca mego, aby każdy, kto widzi Syna i wierzy w niego, miał żywot wieczny, a Ja go wzbudzę w dniu ostatecznym” (6,40).
Oba te stwierdzenia są przyjmowane za prawdziwe i żadne z nich nie umniejsza znaczenia drugiego.
List do Filipian 2,12-13
Po ukazaniu wyjątkowego przykładu Jezusa Chrystusa (2:6-11), Paweł pisze: „Przeto, umiłowani moi, jak zawsze, nie tylko w mojej obecności, ale jeszcze bardziej teraz pod moją nieobecność byliście posłuszni; z bojaźnią i ze drżeniem zbawienie swoje sprawujcie. Albowiem Bóg to według upodobania sprawia w was i chcenie i wykonanie” (2,12-13). Prowadzonych jest wiele dyskusji na temat znaczenia tych wierszy, tu jednak nie ma miejsca na kolejną z nich. Zwróćmy jednak uwagę na to, czego Paweł nie mówi w tym fragmencie. Pozwoli nam to nieco lepiej zrozumieć jego przesłanie.
Paweł nie mówi czytelnikom, że mają zapracować na swoje zbawienie – nie mówi, że Bóg wykonał już swoją część, a teraz wszystko zależy od nich. Nie mówi im również, że skoro Bóg wszystko wykonuje, to mogą być zupełnie bierni. „Daj spokój i pozwól Bogu działać” to nie jego slogan. Mówi im raczej, że powinni sprawować swoje zbawienie, dlatego że to Bóg działa w nich, zarówno na poziomie woli, jak i działania: „Bóg to według upodobania sprawia w was i chcenie i wykonanie”.
Oba te stwierdzenia nie tylko zostały przedstawione jako prawdziwe, ale Boża suwerenność – tak rozległa, iż obejmuje naszą wolę i działanie – pokazana jest jako bodziec do pracy w sferze duchowej.
Dzieje Apostolskie 18,9-10
W 18 rozdziale Dziejów Apostolskich znajdujemy podobną argumentację. Tutaj Boże wybranie staje się bodźcem do działań ewangelizacyjnych. Paweł przybywa do Koryntu, zapewne zniechęcony nieprzyjemnościami, których doświadczył podróżując przez Macedonię do Achai. Bóg przemawia do niego w widzeniu nocnym: „Nie bój się, lecz mów i nie milcz, bo Ja jestem z tobą i nikt się nie targnie na ciebie, aby ci uczynić coś złego; mam bowiem wiele ludu w tym mieście” (18,9-10). Perspektywa nawrócenia wielu ludzi, zagwarantowana dzięki Bożemu wybraniu, jest tym, co zapewnia Pawłowi siłę i wytrwałość, gdy osiedla się w Koryncie, aby przez dłuższy czas służyć w tym mieście.
Po raz pierwszy zrozumiałem coś z tej argumentacji, gdy dorastałem i zaczynałem zadawać trudne pytania. Mój ojciec zakładał kościoły w Quebec. W tym czasie nie było widać wielu owoców jego pracy. Ewangeliczne, francuskojęzyczne zbory mające dwudziestu lub trzydziestu aktywnych członków były uważane za niezwykle prężne społeczności. Ojciec wielokrotnie głosił Słowo w zgromadzeniu złożonym z dwudziestu osób. W pewnym momencie do Quebec przyjechało kilkunastu Amerykanów, którzy wcześniej byli niezwykle skuteczni, służąc we francuskojęzycznej części Afryki Zachodniej. Ktoś z nich subtelnie zakomunikował (choć nie był na tyle głupi, by powiedzieć to wprost): „Odsuńcie się na bok, chłopaki, a ja wam pokażę, jak to się robi”.
Ani jeden z tych misjonarzy nie został. Wszyscy wyjechali w ciągu miesiąca. Byłem na tyle dorosły, by zapytać ojca, dlaczego żaden z nich nie został, by pomóc. Spokojnie wyjaśnił mi, że wcześniej służyli oni w miejscach, gdzie widzieli wielkie błogosławieństwo i trudno im było wyobrazić sobie pracę w tak trudnym miejscu, jak to. Drążyłem temat dalej: dlaczego więc on został? Dlaczego nie miałby zamieszkać w miejscu, gdzie moc Pana objawiałaby się w większym stopniu? Po co poświęcać się pracy tam, gdzie jest tyle powodów do zniechęcenia, a tak mało owoców? Łagodnie wyjaśnił mi: „Jestem tu, ponieważ z całego serca wierzę, że Bóg ma w tym miejscu wielu ludzi”.
Oczywiście tata mógł odejść z tej ziemi, nie zobaczywszy żadnego z tych owoców. Lecz dzięki Bożej łasce, w 1972 roku rozpoczął się czas żniw. Z niespełna pięćdziesięciu ewangelicznych kościołów powstały setki innych. W większych miastach, gdzie do tej pory przy największym wysiłku ewangelizacyjnym udawało się zgromadzić kilkaset ludzi chętnych do słuchania Ewangelii, zaczęły pojawiać się tysiące. Stanowi to kolejną ilustrację tego, co Paweł miał na myśli w Dziejach Apostolskich 18,9-10: Boża suwerenność w wybraniu, tak odległa od „zniechęcającej ewangelizacji”, staje się bodźcem do działania. Jedno nie zaprzecza drugiemu.
Dzieje Apostolskie 4,23-30
Fragment ten jest najbardziej odkrywczy ze wszystkich siedmiu, jakie pokrótce omówiłem.
Piotr i Jan, którzy właśnie opuścili areszt, będący zwiastunem mającego nadejść gorszego prześladowania, opowiadają „swoim” – czyli chrześcijanom mieszkającym w Jerozolimie – o tym, co przeżyli (4,23). Ich odpowiedzią jest modlitwa. Rozpoczynają swoje modlitwy od potwierdzenia Bożej suwerenności: „Panie, Ty, któryś stworzył niebo i ziemię, i morze, i wszystko, co w nich jest” (4,24).[2] Nie tylko wyznają oni Boga jako Stwórcę wszechświata, lecz cytują psalm świadczący o władzy Boga nad narodami, nawet gdy narody te buntują się przeciwko Niemu: „Powstali królowie ziemscy i książęta zebrali się społem przeciw Panu i przeciw Chrystusowi jego” (4,26, cyt. z Ps 2,2). W Psalmie tym Bóg nie jest zakłopotany taką opozycją: „Ten, który mieszka w niebie, śmieje się z nich, Pan im urąga” (Ps 2,4).
Bez wątpienia, chrześcijanie modlący się w Jerozolimie pamiętają ten kontekst. Niemniej jednak nie cytują oni całego Psalmu. Wspominając ziemskich królów oraz władców zbierających się razem przeciw Panu i Chrystusowi, myślą o najbardziej szokującym przypadku tego buntu przeciwko Bogu, który ich stworzył: „Zgromadzili się bowiem istotnie w tym mieście przeciwko świętemu Synowi twemu, Jezusowi, którego namaściłeś, Herod i Poncjusz Piłat z poganami i plemionami izraelskimi” (Dz 4,27). Pierwsi chrześcijanie rozumieli, że najstraszliwsze wypełnienie Psalmu 2 zawarte jest w wydarzeniach prowadzących prosto na krzyż. Podły spisek mający na celu wypaczenie sprawiedliwości oraz zdobycie przewagi politycznej był niczym innym jak spiskiem przeciwko samemu Bogu oraz „Świętemu Synowi Jego, Jezusowi, którego namaścił”, Mesjaszowi.
Modlitwa tych chrześcijan nie kończy się jednak na tym. W realistyczny sposób przedstawiają winę, jaką należy przypisać Herodowi, Poncjuszowi Piłatowi oraz różnym poganom i przedstawicielom władzy żydowskiej, a następnie dodają, że uczynili oni „wszystko, co twoja ręka i twój wyrok przedtem ustaliły, żeby się stało” (4,28).
Nawet krótka refleksja nad tym uświadamia, że jakakolwiek inna alternatywa burzy konstrukcję chrześcijańskiej wiary. Załóżmy, że Bóg nie miał władzy nad sytuacją, która doprowadziła do spisku i Golgoty. Czy mielibyśmy myśleć, że Bóg zamierzał zrobić coś zupełnie innego, lecz ponieważ buntownicy pokrzyżowali Jego plany, zrobił to, co mógł zrobić najlepszego w tej sytuacji i w efekcie Jezus poniósł śmierć na krzyżu? Całe Pismo Święte sprzeciwia się takiej sugestii. Czy w takim razie powinniśmy wraz z niektórymi dzisiejszymi teologami dojść do wniosku, że jeśli Bóg ma nieograniczoną władzę, jak z wiarą twierdzili pierwsi chrześcijanie – a ludzie robili po prostu to, co „[Jego] ręka i [Jego] wyrok przedtem ustaliły, żeby się stało” – to spiskowcy nie mogą być obwiniani? Taki pogląd przecież również niszczy chrześcijaństwo. Powodem, dla którego Jezus poszedł na krzyż, było poniesienie kary należnej grzesznikom. Grzesznicy ponoszą prawdziwą moralną odpowiedzialność, prawdziwą moralną winę, za którą wyznaczono karę. Jeśli jednak ludzie nie ponoszą odpowiedzialności za śmierć Jezusa, to dlaczego mają być obarczani odpowiedzialnością za jakiekolwiek inne działanie? A jeśli nie ponoszą żadnej odpowiedzialności, to po co Bóg zsyłał swojego Syna, aby umarł w ich miejsce?
Bóg ma pełną władzę nad światem, jednak Jego władza nie niweluje ludzkiej odpowiedzialności; istoty ludzkie są stworzeniami moralnie odpowiedzialnymi, jednak fakt ten w żaden sposób nie burzy koncepcji władzy Boga. W obliczu Golgoty wszyscy chrześcijanie muszą uznać oba te twierdzenia za prawdziwe lub zaprzeczą temu, że są chrześcijanami.
Tajemnica oraz natura Boga
Skoro zgadzamy się, że Biblia często potwierdza lub ilustruje prawdę zawartą w tych dwóch stwierdzeniach, to jakie ma to konsekwencje?
Po pierwsze, nie zgadzamy się z poglądem, że oba stwierdzenia stoją w ogromnej sprzeczności wobec siebie. Zakładając, że tkwi w nich tajemnica, będziemy musieli ją odkryć. Lecz jeśli zwrócimy baczną uwagę na semantykę, unikniemy traktowania tych dwóch stwierdzeń jako wzajemnie wykluczających się. Chrześcijaństwo nie nakłania ludzi do wierzenia w sprzeczne z sobą, absurdalne koncepcje. Od czasu do czasu powołuje się na tajemnice, ale nie są to absurdy.
Oznacza to na przykład, że musimy być ostrożni, jeśli chodzi o pojęcie wolności. Wielu chrześcijan w dzisiejszych czasach uważa, że jeśli ludzie mają być postrzegani jako moralnie odpowiedzialne stworzenia, to muszą mieć wolność w dokonywaniu wyborów, w przekonaniach, okazywaniu nieposłuszeństwa itp. Ale co oznacza słowo „wolność”? Czasami, nie zastanawiając się wiele, zakładamy, że wolność musi pociągać za sobą moc do działania poza Bożą władzą. Uważamy, że wolność wiąże się z absolutną mocą do przeciwstawiania się wszelkim ograniczeniom, tak aby w dokonywanych wyborach nie było żadnego przymusu. Jeśli jesteśmy zmuszani do wyboru konkretnej opcji, jeśli nasze decyzje są w rzeczywistości całkowicie nieuniknione, to jak możemy mówić, że są to nasze własne decyzje i wybory? A jeśli tak naprawdę nie są nasze, to jak możemy być pociągani do moralnej odpowiedzialności?
Fragmenty, które właśnie przestudiowaliśmy, sprzeciwiają się jednak takiemu myśleniu. Weźmy choćby ostatni przykład: Herod i Poncjusz Piłat wraz całą resztą wspólnie uknuli spisek. Uczynili to, co zamierzali, chociaż ich działanie było uzależnione od tego, co Boża moc i wola zadecydowały już wcześniej. Dlatego właśnie wielu teologów odrzuca wiązanie „wolności” z absolutną mocą do działania w sprzeczności z Bożą wolą. Łączą ją raczej z pragnieniem tego, czego ludzie sami chcą i co wybierają. Bracia Józefa uczynili to, co chcieli. Herod, Poncjusz Piłat oraz żydowscy przywódcy zrobili to, co zamierzyli. Asyryjczycy zrobili to, co chcieli zrobić. W każdym z tych przypadków za kulisami kryła się Boża władza: używając języka pierwszych chrześcijan, ludzie uczestniczący w tych wydarzeniach zrobili to, co Jego ręka i Jego wyrok przedtem ustaliły, by się stało. Lecz to ich nie tłumaczy. Zrobili dokładnie to, co chcieli.
Jedynym powodem, dla którego poruszam tę kwestię, jest chęć podkreślenia, że nasze dwa stwierdzenia, tak trudne do pojęcia i tak tajemnicze, mogą zacząć wydawać nam się niemądre, nawet stanowczo przeczące sobie nawzajem, jeśli oprzemy się na sprzecznych założeniach oraz definicjach, które nie mają podłoża w Piśmie Świętym.
Po drugie, ważnym jest, aby dostrzec, że Bóg nie stoi za dobrem i złem w dokładnie taki sam sposób. Istnieją dwa stanowiska, których powinniśmy unikać: (1) Niektórzy uważają, że Bóg w żadnym razie nie stoi za złem, (2) inni natomiast myślą, że Bóg stoi za dobrem i złem dokładnie w ten sam sposób.
W pierwszym przypadku chodzi o to, że pewne rzeczy, a mianowicie wszystkie zło, dzieje się we wszechświecie całkowicie poza Bożą kontrolą. Oznaczałoby to, że poza Bogiem i Jego władzą istnieje inna moc, która stanowi dla Niego wyzwanie. Taki punkt widzenia jest w filozofii nazywany dualizmem. W takim wszechświecie trudno być pewnym, która strona, dobra czy zła, ostatecznie zwycięży. Poznaliśmy już wystarczającą ilość fragmentów, aby przekonać się, że Biblia nie aprobuje takiego obrazu Boga.
Drugi punkt widzenia utrzymuje, że to, co Bóg rozkazuje, ma miejsce, a to, czego nie rozkazuje, nie ma miejsca. Jeśli dzieje się dobro lub zło, to jest tak tylko dlatego, że Bóg tak rozkazał. Lecz jeśli stoi On za dobrem i złem dokładnie w taki sam sposób, czyli jeśli stoi za nimi symetrycznie, to jest On całkowicie amoralny. Może i jest potężny, ale nie jest dobry.
Świadectwo Biblii nie pozwala nam popierać żadnego z tych stanowisk. Biblia dobitnie stwierdza, że Bóg ma władzę, dlatego nic we wszechświecie nie może wymknąć się spod Jego kontroli. Jednakże Biblia twierdzi również, że Bóg jest nieograniczenie dobry, że jest prawdziwym wzorem dobroci. Dochodzimy więc do wniosku, że Bóg nie stoi za dobrem i złem w dokładnie taki sam sposób. Innymi słowy, stoi On za dobrem i złem w sposób asymetryczny. Stoi za dobrem w taki sposób, że automatycznie jest ono przypisywane Jemu. Stoi za złem w taki sposób, że to co złe jest nieuchronnie przypisywane drugorzędnym agentom oraz ich złośliwym poczynaniom. Nie mogą oni wymknąć się spod Jego kontroli, dokładnie tak, jak w przypadku historii Joba, gdzie szatan – bez Bożego przyzwolenia – nie ma nad nim mocy; jednak w tajemniczy sposób Bóg pozostaje oddalony od samego zła.
Powiedziałem w „tajemniczy sposób”, ponieważ to, jak On to czyni, oraz powody Jego działania pozostają wciąż nieodkrytą tajemnicą. W rzeczywistości właśnie ta tajemniczość dotycząca Jego władzy prowokuje wielu autorów biblijnych do zmagania się z problemem zła – nie tylko autora Księgi Joba, lecz również Księgi Habakuka, niektórych psalmistów oraz innych.
Po trzecie i najważniejsze, nasze dwa stwierdzenia dotyczące Bożej władzy oraz ludzkiej odpowiedzialności są bezpośrednio związane z naturą Boga. Gdyby Bóg miał władzę i nic poza tym, to wszyscy moglibyśmy stać się chrześcijańskimi fatalistami – trudno byłoby nam odnaleźć miejsce na modlitwę oraz ludzką odpowiedzialność. Gdyby natomiast Bóg funkcjonował jednie na zasadzie osobistej relacji z nami – rozmawiałby z nami, odpowiadał nam, zadawał pytania, udzielał odpowiedzi – to łatwo byłoby zrozumieć, w jaki sposób ludzie są przed Nim odpowiedzialni, trudniej jednak byłoby pojąć, jak tego rodzaju Bóg może wykraczać poza ludzkie doświadczenie, jak może być wszechmocny i jak może mieć władzę nad światem.
Wspaniałą prawdą jest to, że Bóg jest zarówno transcendentny, jak zdolny do osobistej relacji z nami. Jest transcendentny, czyli wykracza poza pojęcie czasu i przestrzeni, gdyż istniał już przed stworzeniem wszechświata. Z tej wzniosłej i trudnej do ogarnięcia pozycji suwerennie włada On nad stworzeniem własnych rąk. A mimo to można mieć z Nim osobistą relację. Ukazuje się nam nie w postaci potężnej mocy czy nieodpartej siły, lecz jako Ojciec, jako Pan. Kiedy przemawia i wydaje polecenia, a ja je wykonuję, to okazuję Mu posłuszeństwo. Jeśli nie jestem posłuszny, sprzeciwiam Mu się. Moja głęboka relacja z Bogiem jest powiązana z faktem, że Bóg objawił się jako osoba.
Nasz problem częściowo polega na tym, że właściwie wszystko, co rozumiemy pod pojęciem „osobisty”, jest kształtowane przez nasze doświadczenia w obrębie czasu i przestrzeni. Trudno nam pojąć, że Bóg może być transcendentny, a zarazem zdolny do osobistej relacji, choć jasno widzimy, że Biblia ukazuje Go w tych właśnie kategoriach.
Dlatego jakakolwiek tajemnica nie kryłaby się w naszych dwóch wstępnych stwierdzeniach, jest to jedynie tajemnica samego Boga. Chrześcijanie są przygotowani na przyjęcie pewnych tajemnic. Wyznajemy, że Ojciec jest Bogiem, że Syn jest Bogiem oraz że Duch Święty jest Bogiem – istnieje jednak tylko jeden Bóg. Chrześcijańscy myśliciele na przestrzeni wieków zadawali sobie wiele trudu, aby pokazać, że nie należy doszukiwać się sprzeczności w takim zrozumieniu trynitarnego charakteru Boga, nawet jeśli wiąże się z tym duża doza tajemniczości. Podobnie jest i w tym przypadku: Bóg jest transcendentny i ma władzę nad światem, ale człowiek może mieć z Nim osobistą relację.
Być może dzięki temu, istniejąc poza czasem i przestrzenią, może zajmować się także drugorzędnymi sprawami. Tego nie wiem. Jak transcendentny Bóg postrzega czas? Nie mam pojęcia. Wiem tylko, że Biblia mówi o Jego predestynującej mocy oraz uprzednim przygotowaniu wydarzeń, które mieszczą się to kategoriach czasu. Przypuszczam, że jeśli Jego komunikacja z nami ma być efektywna, to musi On łaskawie zniżyć się do nas i używać terminologii dla nas zrozumiałej. Lecz pomimo całej tej tajemniczości związanej z naturą Boga, na podstawie Pisma mogę dostrzec, że jest On jednocześnie transcendentny i można mieć z Nim osobistą relację. Jest On całkowicie suwerenny, jeśli chodzi o stworzony przez siebie porządek, jednak Jego relacja ze mną jest na jak najbardziej osobistym poziomie. Czasami o wiele ważniejsze jest uwielbianie takiego Boga niż rozumienie Go.
Wniosek
Jaki związek ma to wszystko z modlitwą?
Zanim bezpośrednio odpowiemy na to pytanie, musimy wyciągnąć z poprzedniej dyskusji pewną bardzo ważną lekcję. Załóżmy, że Biblia naucza, iż Bóg ma pełnię władzy, a istoty ludzkie są moralnie odpowiedzialnymi stworzeniami; załóżmy, że Bóg jest transcendentny, ale zdolny do osobistej relacji. Przyznajmy szczerze, że wiąże się z tym duża doza tajemniczości. To prowadzi nas do następnego pytania: Jak możemy być pewni, że te wzajemnie uzupełniające się prawdy funkcjonują w naszym życiu we właściwy sposób? Jeśli wiąże się z nimi tak wielka tajemnica, to czyż nie istnieje ciągłe niebezpieczeństwo, że będziemy stosować je w sposób, który będzie zaprzeczał tej tajemnicy lub czemuś, co powinniśmy wiedzieć?
Odpowiedź jest prosta, lecz ma dalekosiężne skutki. Musimy zrobić wszystko, co w naszej mocy, aby te wzajemnie uzupełniające się prawdy funkcjonowały w naszym życiu w ten sam sposób, w jaki działały w życiu wierzących opisanych w Piśmie Świętym.
W jaki sposób – na przykład – Pismo odnosi się do pojęcia wybrania? Jak pojęcie to powinno funkcjonować w naszym życiu? W Piśmie Świętym nie prowadzi ono nigdy do fatalizmu; nigdy nie gasi zapału do ewangelizacji. Wielokrotnie służy podkreśleniu cudownego charakteru łaski (J 6,68-70; Rz 9). Jego zadaniem jest również zapewnianie owoców w życiu Bożych ludzi ( J 15,16) oraz zachęta do wytrwałości w głoszeniu Ewangelii (Dz 18,9-10).
Jak wygląda w Piśmie nawoływanie do wiary i posłuszeństwa? Nigdy nie ukazuje ono Boga jako pozbawionego mocy lub też w pełni zależnego od nas. Nigdy nie ogranicza Go. Służy ono raczej zwiększaniu naszego poczucia odpowiedzialności, podkreśleniu wagi podejmowanych przez nas kroków i ukazaniu nam jedynego właściwego sposobu, w jaki możemy odpowiadać na Boże wezwanie.
W jaki sposób Biblia przedstawia prawdę na temat Bożej suwerennej Opatrzności? Nigdy nie popiera ona beztroskiego fatalizmu; nigdy nie pozwala mi na moralną obojętność i zakładanie, że i tak nic nie poradzę. Biblia ukazuje Bożą władzę w inny sposób. Daje mi podstawy, by wierzyć, że Bóg – w swojej łasce – ma wszystko pod kontrolą i dlatego w życiu Bożych ludzi wszystko współdziała ku dobremu (Rz 8,28).
Jeśli chodzi o modlitwę, musimy zastosować identyczne podejście.
Jak Boża władza przedstawiana jest we fragmentach Pisma mówiących na temat modlitwy? Z pewnością nigdy nie zniechęca nas ona do modlenia się! Może zakazywać pewnych rodzajów bezsensownej modlitwy: na przykład Jezus zakazuje swoim naśladowcom wielomówności pogan, którzy uważają, że dzięki niej będą wysłuchani. „Nie bądźcie do nich podobni, gdyż wie Bóg, Ojciec wasz, czego potrzebujecie, przedtem zanim go poprosicie” (Mt 6,8). Z drugiej strony, zakaz ten nie może być odczytywany jako ogólne potępienie wytrwałości w modlitwie, gdyż ten sam Jezus w innym miejscu naucza, jak ważna jest taka wytrwałość (Łk 11;18).
Boża władza może być też bodźcem do modlitwy zgodnej z Bożą wolą. Dlatego Jezus modli się: „Ojcze! Nadeszła godzina; uwielbij Syna swego, aby Syn uwielbił ciebie” (J 17,1). To jest ważne. Godzina, wspomniana w Ewangelii Jana, to czas wyznaczony przez Ojca, w którym Jezus zostanie faktycznie uwielbiony poprzez krzyż i w ten sposób powróci do chwały, którą miał u Ojca przed powstaniem świata (J 12,23-24; 17,5). Mówiąc, że godzina nadeszła, Jezus potwierdza, że nadszedł czas wyznaczony przez Jego Ojca. Z tego powodu, Jego modlitwa nie kończy się na: „Niech będzie Twoja wola”. Nie pojawia się również milczenie, spowodowane takim myśleniem: „Godzina nadeszła i niezbyt wiele można z tym zrobić, skoro wszystko zostało nakazane przez mojego niebieskiego Ojca”. Myśli Jezusa biegną w innym kierunku: „Nadeszła godzina, którą mój Ojciec wyznaczył na uwielbienie swojego Syna; w takim razie, Ojcze, uwielbij swojego Syna”.
Nie ma nic dziwnego w tego rodzaju logice. Bohaterowie Pisma Świętego, którzy regularnie się modlą, czynią to zgodnie z zamiarem Boga, który już został objawiony. W 9 rozdziale Księgi Daniela znajdujemy wspaniały przykład. Czytamy tutaj, że Daniel domyśla się, na podstawie Pisma – „według słowa Pana do proroka Jeremiasza” (Dn 9,2) – że okres siedemdziesięciu lat wygnania dobiega końca.
Pesymista po prostu otarłby pot z czoła i zajął się wyczekiwaniem na obiecane uwolnienie, kiedy tylko tych siedemdziesiąt lat dobiegnie końca. Ale nie Daniel! On doskonale zdaje sobie sprawę z tego, że Bóg nie jest robotem lub czarodziejskim dżinem wyskakującym z butelki na nasz rozkaz. Bóg jest nie tylko suwerenny, ale można mieć z Nim osobistą relację i z tego powodu być wolnym[3]. Daniel zwraca się więc do Boga, wyznając swoje grzechy oraz grzechy swojego ludu: „I zwróciłem swoje oblicze na Pana, Boga, aby się modlić, błagać, w poście, we włosiennicy i popiele” (9,3). Innymi słowy, właśnie dlatego, że Daniel znał obietnicę suwerennego Boga, z którym miał osobistą relację, uważał to za swój obowiązek, aby modlić się zgodnie z tym, czego nauczył się z Pisma na temat Jego woli. Daniel przypomina Bogu, że choć on i dzieci Izraela zgrzeszyli, to Bóg jest tym, który „dochowuje przymierza i łaski” (9,4), że „u Pana, Boga naszego, jest zmiłowanie i przebaczenie, gdyż zbuntowaliśmy się przeciwko niemu” (9,9). „Lecz teraz wysłuchaj, o Boże nasz” – modli się – „modlitwy twojego sługi i jego błagania i rozjaśnij swoje oblicze nad twoją spustoszoną świątynią (…). O Panie, usłysz, o Panie, odpuść! O Panie, dostrzeż i uczyń! Nie zwlekaj przez wzgląd na siebie, mój Boże, bo twoim imieniem nazwane jest to miasto i twój lud” (9,17.19). Innymi słowy, błaga Boga, aby Ten dochował wierności swojemu imieniu i dotrzymał swojego świętego przymierza oraz swojej łaskawości i przebaczenia. I niewola dobiega końca.
Prawdopodobnie najbardziej zadziwiające fragmenty łączące Bożą suwerenność i Bożą osobowość to te, które mówią, że Bóg dał się ubłagać. W czasie, gdy Mojżesz przebywa na Górze Synaj i otrzymuje tablice z wypisanym na nich Prawem, dzieci Izraela oddają się straszliwemu bałwochwalstwu, czcząc złotego cielca. Bóg jest ogromnie rozgniewany: „Patrzę na lud ten i widzę, że jest to lud twardego karku. Teraz zostaw mnie, żeby zapłonął mój gniew na nich. Wytracę ich, a ciebie uczynię wielkim ludem” (2 M 32,9-10).
Lecz Mojżesz nie ma zamiaru „zostawić Boga”. W swojej modlitwie wstawienniczej odwołuje się do Boga jako do suwerena, ale jednocześnie zwraca się do niego w osobisty sposób. Mojżesz argumentuje, że jeśli Bóg wypełni swój plan zniszczenia, Egipcjanie będą szydzić, że Bóg Izraelitów jest zły i wyprowadził swój lud na pustynię, aby ich zniszczyć. Jednocześnie Mojżesz przypomina Bogu o Jego własnych suwerennych obietnicach: „Wspomnij na Abrahama, Izaaka i Izraela, sługi twoje, którym poprzysiągłeś na siebie samego, mówiąc do nich: Rozmnożę potomstwo wasze jak gwiazdy niebieskie i całą tę ziemię, o której mówiłem, dam potomstwu waszemu i posiądą ją na wieki” (32,13). Inaczej mówiąc, jeśli Bóg zniszczy swój lud, to czyż nie złamie swoich obietnic? Jak wierny Bóg mógłby tak postąpić? W oczach Mojżesza, nie jest to argument przemawiający za pietystycznym fatalizmem (po prostu zaufaj Bożym obietnicom, a wszystko się uda), lecz za modlitwą wstawienniczą. Mojżesz dochodzi więc do sedna sprawy: „Odwróć się od zapalczywości swego gniewu i użal się nad złem, jakie chcesz zgotować ludowi swemu” (32,12).
„I użalił się Pan nad złem, które zamierzał sprowadzić na swój lud” (32,14).
Zwykły czytelnik mógłby powiedzieć: „A widzisz? Bóg zmienia zdanie. Jego zamiary nie są suwerenne i nieugięte. Modlitwa jest w stanie zmienić Boży zamiar”.
Lecz taki wniosek byłby zarówno jednostronny, jak i pochopny. Gdyby Bóg nie dał się ugiąć w swoim stanowczym zamiarze zniszczenia dzieci Izraela, to paradoksalnie okazałby się niestały wobec wiążących obietnic danych Abrahamowi, Izaakowi i Jakubowi. Z drugiej strony, jeśli Bóg ma pozostać wierny obietnicom złożonym patriarchom, to jak zauważa Mojżesz, nie może wytracić Izraelitów i dlatego musi odstąpić od kary nałożonej na ten naród. Właśnie na to liczy Mojżesz, zanosząc swoją modlitwę.
Zrozumiemy to lepiej, gdy porównamy modlitwy Amosa, prawdziwego Bożego proroka, z brakiem modlitwy fałszywych proroków. Amos dowiaduje się o karze grożącej ludziom ze strony Boga i usilnie wstawia się za nimi: „Wszechmogący Panie, przebacz! Jakże ostoi się Jakub, wszak jest tak maleńki?” (Am 7,2). Modlitwa Amosa przynosi efekty. Dwa razy dowiadujemy się, że „żałował tego Pan” (7,3.6). Dla porównania, Bóg strofuje fałszywych proroków Izraela właśnie dlatego, że nie wstawiają się za ludem. „Nie weszli w wyłom i nie usypali kamiennego wału wokół domu izraelskiego [wyrażenie idiomatyczne oznaczające, że nie wstawiali się do Boga za lud], aby mógł się ostać w bitwie w dniu Pana” (Ez 13,5). Nikt nie modlił się z całą gorliwością: „Szukałem wśród nich męża, który by potrafił wznieść mur i przed moim obliczem stanąć w wyłomie, wstawiając się za krajem, abym go nie zniszczył, lecz nie znalazłem. Dlatego musiałem wylać na nich swój gniew, zniszczyłem ich w ogniu mojej popędliwości i ich postępki zwaliłem im na głowę – mówi Wszechmocny Pan” (Ez 2,30-31).
Nie możemy przeoczyć nadzwyczaj ważnego przesłania tych fragmentów. Bóg oczekuje zanoszonych do Niego błagań; oczekuje, że pobożni wierzący będą się do Niego modlić. Ich modlitwy wstawiennicze są środkiem zmiękczającym Jego serce i jeśli zawiodą w tej kwestii, nie ugnie się i okaże swój gniew. Jeśli zrozumiemy, że coś podobnego miało miejsce w życiu Mojżesza, to dojdziemy do wniosku, że nie jest prawdą to, że Bóg nie dotrzymałby obietnic danych patriarchom w przymierzu lub że chwilowo stracił samokontrolę dopóki Mojżeszowi nie udało się przywieść Go do rozsądku. To raczej dzięki Bożej łaskawości, poprzez modlitwę wstawienniczą, Mojżesz okazał się wyznaczonym przez Boga środkiem do ubłagania, co było niczym innym, jak tylko łaskawym potwierdzeniem przymierza zawartego z Abrahamem, Izaakiem i Jakubem.
Wspaniałą prawdą jest to, że istoty ludzkie, takie jak Mojżesz, ty i ja mogą mieć udział w wypełnianiu Bożych zamiarów za pomocą wyznaczonych przez niego środków. W tym ograniczonym pojęciu, modlitwa oczywiście wprowadza zmiany. Nie można jednak sądzić, że prowadzi ona do zmian w sposób absolutnie zaskakujący Boga.
Oczywiście obracamy się wokół fundamentalnej tajemnicy natury Boga. Bóg ukazuje się jako ten, z którym możemy mieć osobistą relację, dlatego możemy się do Niego modlić, dyskutować z Nim, przedstawiać Mu różne argumenty, wstawiać się u Niego. Lecz jest On również suwerennym Bogiem, który działa w nas i w naszych modlitwach według swojego upodobania, sprawiając w nas „i chcenie i wykonanie” (Flp 2,13). Jego wszechmoc nie przekreśla możliwości posiadania osobistej relacji z Nim, a możliwość pielęgnowania osobistej więzi z Nim nie zaprzecza Jego władzy. On jest zarówno suwerenny, jak i osobowy.
Skoro wszystko we wszechświecie zostało już ustalone, ludzie przewrotni i niewierzący będą odwoływali się do Bożej suwerenności, aby przekonywać innych o bezcelowości modlitwy. Będą powoływać się na fragmenty ukazujące Boga jako osobę (łącznie z tymi mówiącymi o Jego ustępliwości), aby zasugerować, że jest słaby, niestały i bezsilny, po raz kolejny dochodząc do wniosku, że nie ma sensu modlić się. Wierni będą jednak twierdzić, że zarówno Boża suwerenność, jak i Jego osobowość, są powodem do jeszcze bardziej usilnej modlitwy, a nie do zaniechania jej. Warto modlić się do suwerennego Boga, ponieważ może On swobodnie działać, tak jak zechce. Warto modlić się do osobowego Boga, ponieważ słyszy, odpowiada i działa w imieniu swojego ludu, a nie na podstawie ślepego nieodwracalnego losu.
Warto pamiętać, że zanoszona przez nas modlitwa nie wykracza poza władzę Boga. Jeśli modlę się we właściwy sposób, Bóg łaskawie realizuje swoje plany we mnie i przeze mnie, a modlitwa, choć moja, jest jednocześnie owocem potężnego Bożego działania we mnie poprzez Jego Ducha. W Boży sposób staję się narzędziem do wypełnienia wyznaczonego przez Boga celu. Jeśli nie modlę się, nie znaczy to, że wyznaczony przez Boga cel zawodzi, pozostawiając Go w poczuciu frustracji. Jest zupełnie inaczej. Cała sytuacja ulega zmianie, ale mój brak modlitwy, za który jestem całkowicie odpowiedzialny, okazuje się realizować Boży plan. Zmusza mnie do wyciągnięcia wniosku, że istnieją inne, wyznaczone przez Boga cele, być może dopuszczające możliwość ukarania mnie oraz tych, o których powinienem był się modlić! [4].
Krótko mówiąc, pomimo faktu, że Boża natura jest dla nas pod wieloma względami tajemnicą, nie pomylimy się zbytnio, jeśli pozwolimy wzajemnie uzupełniającym się aspektom Bożego charakteru działać w naszym życiu w sposób, w jaki funkcjonowały one w życiu Jego sług w Piśmie Świętym. Dzięki temu lepiej nauczymy się, jak, dlaczego oraz o co powinniśmy się modlić i jak powinniśmy prosić. Odkryjemy, że biblijny akcent położony na suwerenność oraz osobowość Boga – jeśli przyjmujemy je w naszym życiu w odpowiedni sposób – posłuży nam jako potężny bodziec do modlitwy oraz wskazówka dotycząca sposobu, w jaki mamy przychodzić do Boga.
Przypisy
[1] Dyskusja, jaka następuje w dalszej części, jest streszczeniem dłuższego opracowania tematu Bożej suwerenności i ludzkiej odpowiedzialności, pochodzącego z książki mojego autorstwa How Long, O Lord? Reflections on Suffering and Evil, Grand Rapids: Baker, 1990, Leicester: InterVarsity, 1991, rozdz. 11-12.
[2] W angielskiej wersji Biblii przed słowem „Pan” znajduje się określenie „sovereign”, czyli „suwerenny” – przyp. tłum.
[3] Zob. J. Gresham Machen (The New Testament: An Introduction to Its Literature and History, Edinburgh, Baner of Truth, 1976, s. 320), pisząc na temat wierzących na nieco późniejszym etapie, we wnikliwy sposób wypowiedział się na temat wolności Boga: „Ta koncepcja przenika wszystkie modlitwy apostolskiego Kościoła; w każdej z nich człowiek przychodzi do Boga tak jak do drugiej osoby. Bóg jest wolny; Bóg może robić to, co chce; przez Chrystusa jest naszym Ojcem. Nie jest związany swoimi własnymi dziełami; jest niezależny od przyrody; będzie panował nad wszystkim dla dobra swoich dzieci. Taki właśnie jest Bóg, który może odpowiedzieć na modlitwę”.
[4] Czytelnikom, którzy pragną rozwinąć ten wątek, polecam: Paul Helm, „Asking God” (w): Themelios 12, 1986-87, s. 22-24. Użyteczną może okazać się także książka autorstwa W. Bingham Huntera, The God Who hears, Downers Grove, Ill.: InterVarsity, 1986, szczególnie rozdz. 4.