W jaki sposób kościół staje się „przyjazny dla użytkownika”? Kluczowa jest tu rola, jaką w życiu społeczności odgrywa (a raczej przestaje odgrywać) biblijne nauczanie. Kościół, który działa według tego nowego wzorca, odchodzi od prowokujących do myślenia i przekonujących kazań, na rzecz łagodniejszych środków przekazu, takich jak muzyka, skecze oraz prezentacje wideo. Nawet jeśli pojawia się kazanie, często ma ono charakter bardziej psychologiczno-motywacyjny niż biblijny. Dużą wagę przykłada się do rozrywki i przyjaznej atmosfery.
Przejrzałem kiedyś plik gazet i czasopism, czytając artykuły omawiające wspólne elementy kościołów „przyjaznych dla użytkownika”. Autorzy artykułów opisali nauczanie takich kościołów w następujący sposób:
- „Żadnego ognia i siarki. Tylko praktyczne, błyskotliwe wiadomości”.
- „Charakter nabożeństwa stwarza nieformalną atmosferę. Nikt nie będzie tutaj straszył piekłem ani wspominał o grzechu. Wszystko po to, aby ludzie czuli się mile widziani, aby nic ich nie zraziło”.
- „Wszyscy duchowni uznają Boga, ale spychają Go na margines i nie traktują poważnie. Żadnego ciskania gromów, żadnej krytyki. Żadnego ognia i siarki. Nawet nie używają słowa piekło. Nazywają to wszytko czystą Ewangelią. Niesie ona ten sam rodzaj zbawienia, co religia dawnych czasów, ale wzbudza znacznie mniej winy”.
- „Kazania są trafne, entuzjastyczne, a przede wszystkim krótkie. Nie usłyszysz zbyt wiele na temat grzechu, potępienia i ognia piekielnego. Kazania wcale nie brzmią jak kazania. To sofistyczne, kulturalne, przyjazne przemówienia. To przełamuje wszelkie stereotypy”.
- „Kaznodzieja przekazuje bardzo radosną wiadomość. To wieść na temat zbawienia, ale idea nie wiąże się tak bardzo z ocaleniem od piekielnych płomieni. Jest to raczej zbawienie od poczucia pustki i braku celu w życiu. To łagodne metody sprzedaży”.
Te nowe zasady możemy podsumować tak: bądź błyskotliwy, nieformalny, optymistyczny, lakoniczny, a przede wszystkim nigdy, przenigdy nie używaj słowa piekło.
Pastorzy i liderzy należący do tego ruchu oczywiście nie scharakteryzowaliby swoich zborów w ten sposób. Prawdopodobnie chwaliliby się sukcesem w przyciąganiu ludzi i w bezkompromisowości przesłania. Nie potrafią jednak zrozumieć, że w rzeczywistości idą na kompromis – jest nim odebranie centralnego miejsca Słowu Bożemu i unikanie nieprzyjemnych prawd Biblii.
„Kto się bowiem Mnie i słów moich zawstydzi, tego Syn Człowieczy wstydzić się będzie, gdy przyjdzie w swojej chwale oraz w chwale Ojca i świętych aniołów” (Łk 9:26, kursywa dodana). Jeśli koncentrujemy się na tym, by poszukujący człowiek dobrze się poczuł, to czy nasza postawa nie kłóci się z biblijnym naciskiem na kwestie grzechu, sprawiedliwości, sądu, piekła itp.?
Dobra Nowina jest wiadomością konfrontacyjną. Kiedy przestaniesz konfrontować, gdy zaczniesz tonować, bagatelizować albo gdy nie będziesz mówić wprost, to idziesz na kompromis. Nowoczesna kazalnica jest słaba, nie z powodu braku błyskotliwego przesłania, ale dlatego, że ludzie boją się mówić – z mocą i przekonaniem – o trudnych prawdach Bożego Słowa.
Oczywiście Kościół nie narzeka na nadmiar szczerych kaznodziejów. Wielu w nim za to tych, którzy lubią dogadzać innym (zob. Ga 1:10). Ale – podobnie jak we wczesnym Kościele – gdy ludzie sumiennie głoszą jasne przesłanie Słowa Bożego, Bóg daje wzrost. „Trwali oni w nauce Apostołów i we wspólnocie, w łamaniu chleba i w modlitwie. Bojaźń ogarniała każdego, gdyż Apostołowie czynili wiele znaków i cudów (…) Wielbili Boga, a cały lud odnosił się do nich życzliwie. Pan zaś przymnażał im codziennie tych, którzy dostępowali zbawienia (Dz 2:42,43,47).
Grzesznik przychodzi na nabożeństwo i widzi skecze, pantomimę, obrazowy taniec, ale nigdy nikt nie mówi mu wprost o jego kondycji duchowej: o jego słabości i o niebezpieczeństwie, w jakim się znalazł. Nie dowie się, że jest grzesznikiem zmierzającym w stronę wiecznego potępienia, dlatego że codziennie obraża świętego Boga. Jak można to nazwać sukcesem? Taki sam rodzaj sukcesu osiągniesz, wysyłając pacjenta chorego na raka na terapię do grupki dzieci bawiących się w lekarza. Grzesznik musi zrozumieć, że jeśli nie zwróci się w stronę Zbawiciela, grozi mu niebezpieczeństwo.
C.H. Spurgeon, spotykając się z podobnym problemem w swoich czasach, powiedział:
Obawiam się, że niektórzy głoszą kazania dla „rozrywkowych” ludzi. Dopóki ludzie są razem, świetnie się bawią. Gdy odchodzą, są radzi z tego, co usłyszeli. Mówca też wraca zadowolony, zacierając ręce. Ale apostoł Paweł nie dostosowywał się do świata, aby przypodobać się publiczności i zebrać wokół siebie tłumy. Jeśliby nie miał doprowadzić do czyjegoś zbawienia, nie widział potrzeby, aby w ogóle wzbudzać jego zainteresowanie. Jeżeli prawda nie przeniknie czyjegoś serca, nie dotknie czyjegoś życia i nie uczyni z niego nowego człowieka, Paweł wraca do domu, płacząc: „Kto uwierzył naszemu przesłaniu? Do kogo Bóg wyciągnął rękę?”.
Teraz, zauważcie, bracia, jeślibym ja lub wy, lub którykolwiek z was, bądź gdybyśmy nawet wszyscy razem spędzili nasze życie na rozweselaniu ludzi, edukowaniu ich lub prawieniu im morałów, to gdy dojdziemy do tego ostatecznego wielkiego dnia, w którym przyjdzie nam się ze wszystkiego rozliczyć, będziemy w opłakanym stanie. Będziemy mieli do przedstawienia Bogu bardzo smutny raport. Bo na cóż komu przyda się wykształcenie, jeśli będzie potępiony? Jaką korzyść przyniesie komuś rozrywkowe nabożeństwo, gdy zabrzmią trąby, gdy niebo i ziemia się zatrzęsą, a ognista czeluść pochłonie tych, którzy nie zostali zbawieni? I jaki jest pożytek z prawienia morałów człowiekowi, który wciąż jest wśród potępionych i do którego skierowane są słowa „Odejdź, przeklęty” („Soul Saving Our One Business,” The Metropolian Tabernacle Pulpit, Vol. 25 (London: Passmore and Alabaster, 1879), 674-76).
Mnie również niepokoją dzisiejsze pragmatyczne tendencje obecne w kościołach przyjaznych użytkownikowi. Ich strategia skupia się na przyciąganiu i utrzymywaniu wiernych. Ale po co? Żeby dostarczyć im rozrywki? Aby wdrożyć ich do regularnego uczęszczania na spotkania? Przecież jeśli sprawimy, że ci, którzy nie chodzą na nabożeństwa, zaczną się na nich pojawiać, niczego nie osiągniemy w perspektywie wieczności. W tej kwestii cała strategia jest chybiona.
Jeszcze gorzej, gdy taki przyjazny kościół przekazuje tłumom swoją rozwodnioną Ewangelią, zapewniając ludzi, że ich dobre decyzje, uczucia czy stwierdzenia dotyczące Chrystusa stanowią autentyczne nawrócenie. Jest wielu ludzi, którzy nie będąc prawdziwymi chrześcijanami, identyfikują się z Kościołem. Kościół przeżywa prawdziwą inwazję wartości, interesów i osób należących do tego świata. To nie są otwarte działania wojenne; ludzie po prostu odpowiadają na ankietę przychodzącą pocztą. Jak na ironię, to nie szatan sieje chwasty; robią to przywódcy Kościoła.
Ustalając strategię działania dla swojej wspólnoty, miej odwagę przyjąć pierwotną metodę wzrostu Kościoła. Jest nią skupienie na Chrystusie i głoszenie czystego, pozbawionego domieszek Słowa Bożego. Jeśli głoszenie Słowa zastąpisz rozrywką i sztuczkami, twoja służba będzie nieefektywna, ponieważ nie pomoże ludziom poznać prawdy o Chrystusie. Co więcej, odkryjesz, że w rzeczywistości działasz przeciwko naszemu Panu.